Zaczął się wrzesień – a od powrotu z gór minęło już troche czasu. Jak to zwykle bywa, z zapałem do nauki średnio, natomiast coraz częściej odzywa się dusza turysty 🙂 Tak więc w piątek 12 września 2003, korzystając z dostępu do samochodu, lekcji kończących się wcześnie oraz pasującego wszystkim terminu – żwawo, o godzinie 13:20 ruszyliśmy do Borkowa.
Dojazd, uwagi
Z godziną rozpoczęcia spływu nie było najlepiej. Najpierw korek w Chwaszczynie, potem musieliśmy jeszcze skoczyć do Smołdzina po wiosła, wreszcie kiedy wraz z Marcinem dotarliśmy już do Rutek i napompowaliśmy ponton, okazało się, że PKS z Cykerem i Przemkiem na pokładzie ma 20-minutowe spóźnienie. Była już 15:30, kiedy zwodowaliśmy ponton. Kilka uwag: samochód najlepiej zostawić w Borkowie koło sklepu (przy PKSie), po wyładowaniu ekwipunku przy samej rzece (jadąc z Żukowa, zaraz przed mostem w lewo, ostro w dół, po 150 metrach jest most). Po spływie ktoś musi wrócić po samochód, to tylko 2 km. Najpewniej z buta, można stopem (trudno uwierzyć, ale już piąty samochód, na który zamachałem, zatrzymał się! W środku czysto, ciepło; ja natomiast – przemoczony, ubłocony, w zapiaszczonych sandałach ostro kontrastowałem z tapicerką, lecz kierowca był bardzo miły i nie przejmował się tym 🙂
Rutki (k. Borkowa) – Żukowo
Rzeka na tym odcinku ma charakter wybitnie górski. Kilkaset metrów wyżej znajduje się elektrownia w Rutkach – stąd silny prąd, bystrza – ponton musi być solidny, aby nie pękły komory. Rzeka bardzo ostro meandruje; w wielu miejscach zwalone drzewa wymuszają bądź to slalom pomiędzy baaardzo wąskimi bramkami (dwa konary), albo akrobatyczne wyczyny, kiedy stojąc we czwórkę na drzewie nad korytem przeciągamy, każdy jedną ręką, ponton nad krzakami, tamami, etc. W jednym miejscu trzeba nawet przenieść ponton lądem.
Z powodu bardzo wielu przeszkód, ten kilkukilometrowy odcinek pokonaliśmy w około 2:30 godziny. UWAGA! W samym Żukowie można albo trzymać się głównego koryta (i dopłynąć do mostu na drodze Żukowo – Kościerzyna), albo wybrać alternatywne rozwiązanie: w miejscu gdzie lewy dopływ, Klasztorna Struga, wpada do Raduni, wylądować i przenieść kajak w górę Strugi do drogi Żukowo – Kartuzy. Zaoszczędzimy około 2 km przy powrocie lądem do samochodu.
Dla wielu kajakarzy zaskoczeniem może być trudność w kierowaniu pontonem. Pagajowanie w cztery osoby (trzeba zadbać o wyważenie na burtach!) wymaga dużo wprawy przy synchronizacji; pierwsze zakręty pokonamy zapewne szorując o zewnętrzny brzeg. Silny prąd potęguje skalę trudności, dlatego kierowanie pontonem jest wielokrotnie trudniejsze od sterowania kajakiem!
Przy przenoszeniu kajaka nad przeszkodami nie należy stawać na, teoretycznie stabilnych, zaporach z mniejszych gałęzi – tylko solidne konary wchodzą w grę. Zapory takie mają tendencję do zapadania się w najmniej potrzebnych momentach. Źródło: autopsja. (Zapadnięcie się po pas w takie @#@$@# wymaga szybkiej interwencji kolegi; samodzielne wydostanie się bez szans)
Jar Raduni (dodatkowe 7 godzin)
Ten najpiękniejszy kawałek Raduni należy niestety do najtrudniejszych i najbardziej czasochłonnych – z tego powodu musieliśmy go sobie darować. Na 15-km odcinku Bór – Okóla – Rutki, Radunia przełamuje się przez polodowcowe wały morenowe. Spływ urozmaicają liczne zwalone drzewa, podwodne przeszkody – wielokrotnie potrzebne jest przepychanie pontonu.
Należy zwrócić uwagę, że praktycznie jedynym pośrednim miejscem do wodowania jest Babi Dół. Najbliższe stacje PKP: Kiełpino (początek jaru); Babi Dół (100 m od rzeki); Borkowo (300 m od Rutek).