autorzy zdjęć: Ania Nikołejko, Piotr Chachaj, Radek Pawłowicki
14 maja, przy pięknym słońcu, o godzinie 7 rano spod SGH ruszyła nietypowa wycieczka. Jej uczestnicy rozpoczęli swój 54 km marsz szlakiem… elektrociepłowni warszawskich.
Czym jest turystyka idiotyczna?
W górach zawsze można było spotkać odmieńców, którzy z sobie tylko wiadomych powodów chodzili na trasy, nazwijmy je tak, dłuższe od przeciętnych. Żeby trasa taka mogła być nazwana idiotyczną, trzeba się dodatkowo trzymać podczas marszu pewnych prostych zasad. Zostały one sformułowane jeszcze w ubiegłym tysiącleciu, w mrocznych czasach późnego stanu wojennego w Polsce, gdy w kręgu Studenckiego Koła Przewodników Sudeckich we Wrocławiu powstał Tercet Idiotyczny. Przejście jest idiotyczne, gdy ma przynajmniej 50 punktów do Górskiej Odznaki Turystycznej (GOT) – odpowiednik 50 km po terenie płaskim, nie robiono podczas niego odpoczynków dłuższych niż godzinne, a czas każdego z odpoczynków nie przekraczał czasu bezpośrednio go poprzedzającego marszu.
Skąd pomysł na hiperidiotyka?
Od kiedy dwa lata temu zawitałem do Trampa, sporo nasłuchałem się o klubowych wyczynach naszych „idiotów” – o przejściach ze Śnieżnika na Śnieżkę, ze Ślęży na Śnieżkę, przejściu całego głównego szlaku świętokrzyskiego w 27 godzin. W maju 2005 postanowiliśmy wraz z Marcinem Bulińskim i Michałem Wojciechowskim spróbować swoich sił na 50 km w okolicach Warszawy. Trasa wiodła spod SGH przez pruszkowską zwałkę śmieciową, Ożarów, 152-metrową górę śmieciową w Radiowie aż na Jelonki. Z racji absurdalności trasy (40 z 50 km po asfalcie) nazwaliśmy nasze przejście „hiperidiotycznym”.
Szlak elektrociepłowni
Na szczęście szalona idea nie umarła przez zimę i w tym roku na starcie trasy elektrociepłowni warszawskich pojawiło się aż 8 osób. Trasa była jeszcze bardziej idiotyczna niż w zeszłym roku, bo wtedy chodziliśmy trochę po bardziej „dzikich” terenach poza Warszawą. W tym roku znowu zaczęliśmy spod SGH, a naszym celem były Stegny i mieszkanie jednego z Trampów. Tylko kierunek trochę odbiegał od wschodniego. Mianowicie poszliśmy przez Górkę Szczęśliwicką, Ursus, Wolę (tutaj obejrzeliśmy ciepłownię Wola), Żerań (pierwsza elektrociepłownia), Targówek Fabryczny (EC Kawęczyn, więzienie), Gocław, Most Siekierkowski do EC Siekierki i dalej na Stegny do mety – razem 54 km 300 m. Jak później sprawdziliśmy na mapie – obeszliśmy praktycznie całą gminę Centrum.
Inne oblicze stolicy
Chyba nikt z nas nie przypuszczał, że w jeden dzień (od 7:10 do 20:55) można zobaczyć tyle przedziwnych miejsc w stolicy. Potężne elektrociepłownie były głównymi punktami przejścia, ale najbardziej absurdalne 'atrakcje’ na trasie miały miejsce zupełnie przypadkowo. I tak wędrując 4-5 km torami na Woli, mieliśmy okazję w środku dnia zobaczyć pociąg z transportem czołgów. Na ulicy Dywizjonu 303 stojąc pod wiaduktem widzieliśmy tramwaj od spodu. Nowa Praga, hale Ursusa, czy wreszcie wagonownia PKP Intercity na Olszynce Grochowskiej – kto by przypuszczał, że tak ciekawe mogą być tak industrialne miejsca. Ale największe wrażenie zrobiły na nas pola – cała masa niezagospodarowanej przestrzeni – często rzut kamieniem od śródmieścia. Idąc polną drogą w Gminie Centrum zastanawiałem się, czemu będąc w Warszawie czuję się jak na wsi…
Na przyszły rok planujemy kolejne Przejście – tym razem albo szlakiem fortów, albo mostów warszawskich. Nie pytajcie 'dlaczego’ – gdyż idąc 51 kilometr przez Siekierki po zmroku też zadawaliśmy sobie tylko pytanie. Może dla poznania innej Warszawy? Spędzenia w dziwny sposób weekendu? A może po prostu wszyscy jesteśmy idiotami?