Zakończone przed chwilą Igrzyska Olimpijskie były najbardziej udanym występem reprezentacji Indii w historii. Sportowcy z Dekanu zdobyli w sumie trzy medale: jeden złoty Abhinava Bindry (strzelectwo) i dwa brązowe: Sushila Kumara i Vijendera Kumara (boks, wrestling). Trzy medale, niewiele jak na 1,132 miliarda ludności i niewiele w porównaniu z równie wielkimi Chinami.

Od Igrzysk w Paryżu 108 lat temu Indie zdobyły w sumie 20 medali, z czego 11 w hokeju na trawie (w tym 8 złotych, ostatni medal w tej dyscyplinie w 1980 w Moskwie). Z pozostałych 9 medali, dwa zostały zdobyte przez brytyjskiego żołnierza, Normana Pritcharda, który przypadkiem w czasie powołania przebywał w hinduskiej jednostce wojskowej. Na igrzyskach w Atenach Indie zdobyły jedno srebro (strzelectwo), w Sydney i Atlancie po jednym brązie, w Barcelonie, Seulu, Los Angeles – ani jednego.

Możnaby wysuwać hipotezy, że taki stan rzeczy wynika z ogólnej biedy, niedożywienia, niedorozwiniętego szkolnictwa. Ale w tak wielkim kraju jakim są Indie, istnieją miasta relatywnie bogate: Delhi, Bombaj, Bangalore. Wniosek? Przeciętny Hindus po prostu nie ma w zwyczaju uprawiać żadnych sportów – poza jednym wyjątkiem – krykietem. W krykieta może grać godzinami i emocjonować się każdą sekundą meczu. W restauracjach z telewizorem nikt nie transmituje Igrzysk, pokazywana jest liga krykieta. Zrozumiałem lepiej tę narodową pasję wczoraj, kiedy w mieszkaniu Bogny grasowała gromada fachowców odświeżająca mieszkanie.

Mieszkanie w Ridgewood Estate wymagało dużych nakładów pracy: wysprzątania ekstremalnie brudnych łazienek, kuchni, doszlifowania drzwi, przeczyszczenia rur kanalizacyjnych (żeby więcej nie zalewało kuchni), wymiany zamków w pokojach, zainstalowania klimatyzatora w jednym z pomieszczeń, etc. W sobotę o jedenastej pojawiła się długo wyczekiwana, spóźniona o godzinę, ekipa sprzątająca, w składzie kilkunastu facetów.

Fachowcy indyjscy mają podobną technikę pracy jak polscy drogowcy: dwóch robi, a sześciu się przygląda. W rękach dzierżą ubogi arsenał narzędzi, składający się z drutu, śrubokrętu i młotka. Drut to jedyne (!) narzędzie pracy hydraulika. Śrubokręt służy do odkręcania, oraz jako dłuto. Młotek idzie w ruch tam, gdzie drut i śrubokręt nie dają rady. Oręż ten jednak wystarcza: hydraulik za pomocą swojego cienkiego kawałka metalu wydziubał z kanalizacji zwój zgniłych śmieci wielkości kuli do kręgli.

Dla fachowca hinduskiego ujmą na honorze jest zrobienie więcej, niż trzeba. Do szału doprowadzili mnie pracownicy zajmujący się drzwiami, które w całym mieszkaniu były źle dopasowane do framug, szurały o podłogę, haczyły zamkami o ścianę. Za każdym razem, kiedy pojawiali się, żeby oznajmić, że już jest gotowe, musiałem tłumaczyć, że:
is not good, bo drzwi cały czas haczą o podłogę,
is not good, bo drzwi nadal haczą o podłogę,
is not good, bo nie da się zamknąć zasuwki,
is not good, bo nie da się zamknąć drugiej zasuwki,
is not good, bo wpasowanie drzwi do framugi nie polega na poluzowaniu zawiasów (!).

Każde drzwi były poprawiane przynajmniej trzy razy, zanim fuszerkę można było uznać za dostateczną. Na każdym kroku musieliśmy tępić hinduską niedbałość: mycie okien wodą czarną jak węgiel, dopasowywanie zasuwek przez poluzowywanie śrubek, 'szorowanie’ toalety przez polewanie ją zimną wodą. Na szczęście w ciągu dotychczasowego pobytu w Indiach nauczyliśmy się już, że Hindus zrobi wszystko, żeby wykręcić się od roboty. Dlatego nie należy mu odpuszczać, choćby nie wiem jak narzekał, trzeba wywierać presję, obstawać przy swoim, nie dać się wyrolować.

Godziny mijały, mieszkanie stawało się coraz bardziej funkcjonalne. Z niecierpliwością czekałem, aż fachowcy, których ponad piętnastu przetoczyło się w ciągu dnia przez mieszkanie, wreszcie skończą pracę. Siedząc na kanapie skakałem po kanałach na telewizorze i trafiłem na relację sportową. Mecz krykieta Indie – Sri Lanka. W tym momencie praca zamarła. Spojrzałem w tył: pracownik dłubiący przy drzwiach odłożył śrubokręt i z nabożeństwem wpatrywał się w ekran. Na twarzach trzech, którzy do tej pory obserwowali pracującego kolegę, widziałem miłość, uwielbienie pomieszane z fanatyzmem i głębię szczęścia. Ekran był dla nich Edenem, rajskim ogrodem, a zawodnicy – bożyszczami, Zeusami, Posejdonami.

Żeby nie zaburzać rytmu pracy, zmieniłem czym prędzej kanał na inny. I choć fachowcy niechętnie wrócili do pracy, zrozumiałem, czym dla Hindusa jest krykiet i czemu inne sporty nie mają w tej rywalizacji żadnych szans.




9 komentarzy

  1. Kurde, widzę, że do hinduskich „fachowców” trzeba mieć anielską cierpliwość ;-). Skąd my to znamy…? Może mają jednak chociaż taką zaletę (w porównaniu z polskimi), że nie piją ?

    Marcin
  2. Ja tym razem wygłosze peany na czesc stylistyki i wogole języka. Nie jestem Panem Woloszanskim, albo innym znawca jezyka, ale to się bardzo fajnie czyta. Nauka dla mnie w pisaniu relacji. zapraszam na moją stronę, gdzie w końcu opisałem nasze indyjskie przygody z marca. To było tak dawno….:) do usłyszenia!

    mydlak
  3. Właśnie też gdzieś czytałem podobny artykuł o porównaniu pozycji Chin i Indii w klasyfikacji medalowej. Ciekawe, czy ktoś kiedyś próbował ułożyć model matematyczny próbujący za pomocą różnych wskaźników wyznaczyć pozycję kraju w rankingu sportowym. Podejrzewam, że jedne o ile zmienne jak populacja oraz PKB byłby dodatnio skorelowane z osiągami, o tyle szerokość geograficzna – ujemnie.

    Wysokie temperatury przez cały rok generalnie nie zachęcają do pracy, a jeszcze mniej do uprawiania sportu, co potwierdza Twój post.

    Jaco
  4. A ja obstawiam, że za ważną zmienną należałoby uznać stopień demokratyzacji. Choć sprawdzi się tylko w przypadku NRD (i Chin), tylko co wtedy zrobić ze Stanami?

    Leniuch są i tyle, ale co się dziwić, że dwóch robi jak pracy (i narzędzi) jest dla dwóch, a z niewiadomych przyczyn zatrudniono 8 osób. Swoją drogą ciekawe jaki jest indyjski odpowiednik naszego „Jeden robi jak się patrzy, reszta patrzy jak się robi”?

    Justyna
  5. Radku, trochę późno zajrzałem na blog, ale zacząłem czytać od początku i mam nadzieję nadrobić zaległość przed Waszym powrotem:) Super piszesz, zdjęcia i filmiki też rewelacyjne. No i mogę sobie powspominać:) Pozdrawiam!

    Robert

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.