Na trzydniowy sierpniowy weekend zaopatrzyliśmy się w bilety samolotowe już w marcu. Bilety LOT do Szwajcarii kosztowały nas tylko 250 zł od osoby w obie strony.
Po wieczornym lądowaniu w Zurichu przedostaliśmy się pociągiem do Interlaken, gdzie rozbiliśmy namiot nad szmaragdowym Brienzersee. W sobotę po zakupie gazu do kuchenki wjechaliśmy zapierającą dech w piersiach kolejką górską z Wilderswil na Schynigge Platte. Druga noc została nas wysoko w górach nad stawem Bachsee. Do późnego poranka byliśmy tam tylko my, świstaki i ciekawskie krowy.
W niedzielę zeszliśmy do Grindelwaldu i po zakupieniu trzyletniego szwajcarskiego sera wciągnęliśmy się do Alpiglen. Malowniczy szlak „Eiger Trail” poprowadził nas piargami pod słynną dwukilometrową ścianą Eigeru – budzącą zachwyt i grozę wśród alpinistów.
Na ostatnią noc namiot rozbiliśmy przy maleńkim strumyku na zboczach Lauberhornu, kilkaset metrów powyżej Schynigge Platte. Widoki na Eiger i Jungfrau – oba szczyty na wyciągnięcie ręki – pokazały się tylko na krótko, po intensywnej burzy.
Ostatniego dnia zeszliśmy przez Wengen do Lauterbrunnen, a stamtąd kolejami szwajcarskimi przez Interlaken i Berno wróciliśmy do Zurichu.