La Paz to najbardziej fascynujące miasto, jakie do tej pory odwiedziliśmy. Kanion w którym się znajduje zapewne nadawał się kiedyś na założenie wioski lub nawet niewielkiego miasteczka, ale obecnie jest to najbardziej nieprawdopodobne miejsce dla półtoramilionowej metropolii. To trochę tak, jakby kazać się zmieścić Warszawie w nieckę w której znajduje się Zakopane. I przeskalować wszystkie różnice wysokości pięciokrotnie.
La Paz osiada więc dzisiaj na stromych, nieprzyjaznych zboczach Andów. W zasadzie nie ma tu płaskich ulic, są tylko strome, bardzo strome i takie które dla Polaków wydają się być niewiarygodnie strome. W kotlinie nie ma miejsca dla tylu ludzi. Dlatego każdy budynek zwisa z innego, albo patrząc od dołu, wyrasta na głowie drugiego. Cegła na cegle, droga na drodze, schody na dachach, sąsiad na sąsiedzie.
Tak jak La Paz jest przepięknie położone, tak fatalną ma reputację jeśli chodzi o bezpieczeństwo. Z roku na rok w mieście dzieje się coraz niebezpieczniej. Naczytaliśmy się o tym bardzo dużo przed przyjazdem i zastanawialiśmy wręcz, czy całkowicie nie ominąć La Paz. Przewodnik Lonely Planet klasyfikuje La Paz na równi z Rio, Quito, a nawet wenezuelskim Caracas. Podobno codziennie zdarzają się kradzieże, rozboje, pobicia i „porwania bankomatowe”. Bandyci nawet w brutalnych napadach nie omijają turystów.
Do tej pory przestrzegając kilku podstawowych zasad, uniknęliśmy jakichkolwiek nieprzyjemności. Po pierwsze, zwiedzając staramy się trzymać dużych arterii, gdzie jest dużo policji. Po drugie, nie nosimy plecaka, lustrzanki ani paszportu. W kieszeni mamy zaledwie równowartość kilkudziesięciu złotych oraz dobrze schowany mały aparat. Po trzecie, po zmroku przebywamy tylko w pomieszczeniach (wczoraj kino, dzisiaj hostel). Po zmroku należy korzystać tylko i wyłącznie z przystępnych cenowo radio taxi i odpuścić sobie spacery. Mamy cały czas w pamięci doświadczenia Jaca, który mieszkał na stypendium w Caracas i opowiadał, że po zmroku nawet śmieszny dystans 150 metrów pokonywał taksówką.
W dzień La Paz przypomina miasto jak każde inne. Czujemy się tu bezpiecznie. Jednym objawem, że coś jest nie tak są domy jednorodzinne uzbrojone w systemy kamer, kraty, stalowe drzwi i sztaby, płoty wysokie na 3-4 metry no i… zwieńczone zasiekami z drutu kolczastego.
Największe wrażenie w La Paz zrobił na nas nowy środek transportu miejskiego, czyli kolej linowa firmy Doppelmayr. Mi Teleferico, wzorowana prawdopodobnie na rozwiązaniu z faweli Rio de Janeiro, rewolucjonizuje transport w mieście. Strome ulice La Paz są permanentnie zakorkowane, a przejechanie z Zona Sur (3400 m) do El Alto (4050 m) autem zajmuje nawet do godziny oraz wymaga spalenia ładnych kilku litrów paliwa. Czterdziestoletnim autobusom zajmuje to jeszcze więcej ze względu na liczne przystanki. Tymczasem nowoczesne gondolki pozwalają na pokonanie tego samego dystansu w zaledwie 15 minut. Bilety są bardzo tanie, 3 bolivanos to odpowiednik 1,60 zł. Ludność La Paz może nareszcie szybko poruszać się z jednej części miasta na drugą.
Ponadto, koleje linowe znacząco podnoszą poziom bezpieczeństwa. Projektowanie przebiegu kolei linowej przebiega w zasadniczo inny sposób niż budowa drogi. Projektowana jest tylko lokalizacja stacji oraz miejsce na stalowe słupy. Teleferico prowadzi więc ponad terenami fawel, ponad cmentarzem, ponad budynkami mieszkalnymi. Nie ogląda się na społeczne podziały oraz strefy wpływów. Zadbane tereny wokół stacji stają się enklawami nowoczesności (ładna architektura, czysto, darmowy internet) oraz bezpieczeństwa (strażnicy, kamery). Podróżując koleją z lotu ptaka można swobodnie obserwować 100-200 metrów w lewo i prawo, co powoduje że prawdopodobieństwo rozboju na tych ulicach gwałtownie maleje.
Nic dziwnego, że Teleferico okazało się być gigantycznym sukcesem i system ma być dalej rozbudowywany. Teleferico budowany jest szybko (8-12 miesięcy na jedna linię) oraz dużo taniej niż drogi. Mamy nadzieję, że przy naszej kolejnej wizycie w La Paz będziemy w stanie dotrzeć koleją linową w każde miejsce w mieście.
Tymczasem zapraszamy Was na wirtualną wycieczkę po La Paz, tym razem z poziomu ulicy:
Dostalismy od Dombiego ksiazke „Radykalne miasta”, zaczelam juz czytac, sam wstep mnie wciagnal juz wystarczajaco, mimo to, jeszcze nie skonczylam:-) ale polecam koniecznie, poniewaz opowiada o architekturze (wlasciwie bardziej urbanistyce) miast Poludniowej Ameryki i o tym dlaczego w przyszlosci mozemy brac z nich przyklad. I tak jenym z poruszanych tematow da wlasnie koleje linowe w miastach, ktorych zastosowanie spowodowalo takze ucywlizowanie slumsow w tych moastach (bo to one znajdowaly sie czesto w reginach wysoko polozonych). Mieszkancom slumsow poprawila sie wtedy komunikaja z centrum dajacym m.in. prace i edukacje. Ciekawym tematem sa rowniez wertkalne hale sportowe-wrecz wieze, w ktorych umieszczone sa boiska…Watkow takich w ksiazce jest mnostwo! Takze polecam i zazdroszcze! Fajnie piszesz:-)
Z checia przeczytamy po powrocie 🙂