Na 9-dniową majówkę wybraliśmy się wraz z Adą i Marcinem na rowery do Estonii. Tamtego weekendu temperatury w Polsce sięgały aż 30 stopni Celsjusza, więc z pewnym wahaniem zapuszczaliśmy się na zimną północ. Wraz z posuwaniem się w kierunku Estonii termometr w Volkswagenie nieubłagalnie pokazywał coraz niższe wartości: 25 stopni, 20 stopni, 15 stopni… Kiedy późnym wieczorem dotarliśmy wreszcie do Parnawy w Estonii, wyświetlacz pokazał nieubłagalnie: +13.
Z Parnawy nasza trasa wiodła przez opustoszałe przed sezonem wyspy Muhu, Saaremaa oraz Hiumaa – na których to spędziliśmy w sumie trzy noce. Następnie przez Haapsalu dotarliśmy do Tallinna. Nęciła nas bliskość Finlandii, więc na jeden bardzo długi i obfity w przeżycia dzień wyskoczyliśmy promem do Helsinek. Ostatniego dnia podróży pojechaliśmy do Tartu, w niedalekiej Otepie przejechaliśmy się po raz ostatni rowerami i po 9-godzinnej podróży dotarliśmy z powrotem do Augustowa.
Na szczęście jak się okazało byliśmy dobrze przygotowani na estońsko-fińską wiosnę: wodoszczelne namioty, ciepłe kalesony, kominiarki, i puchowe śpiwory.