Przejście hiperidiotyczne 2005
czyli 51 GOTów po asfalcie i górach śmieciowych w okolicach Warszawy słonecznego 14ego maja.
Użycie określenia „GOT” jest jak najbardziej na miejscu, gdyż zanotowaliśmy ponad 100 m podejść.
Pomysł na przejście hiperidiotyczne został zainspirowany wcześniejszymi wyrypami idiotycznymi Trampa. Na ogłoszenie na liście i w klubie odpowiedzieli Marcin Be, Michał Wu, Jacek De oraz Łukasz eM. Na wstępie od razu zaznaczam, że Jacek w zrezygnował z próby przejścia całej trasy i nawiedził nas dopiero w Malichach.
Piwo rzecz wstrętna – przekonał się o tym Michał, który zarwał noc wcześniejszą i zaspał na start. O 7:45 zadzwonił do mnie, że już jedzie. Summa summarum wyszliśmy z kanciapy klubowej z opóźnieniem, o 8:30. Pierwszy przystanek krajoznawczo-fotograficzny urządziliśmy sobie na Cmentarzu Żołnierzy Radzieckich. Dalej przez Rakowiec, okolice Okęcia, ulicę Szyszkową do Warszawy WKD Opacz. Warto zaznaczyć, że nawiedzieliśmy też McDonaldsa przy Alei Krakowskiej, korzystając z tej największej na świecie sieci darmowych toalet. Wyczytaliśmy też z tablic kalorycznych, że BigMac menu ma ponad 1100 kalorii.
O 11:10 otrzymaliśmy SMSa od Jacka, że jest zwarty i gotowy i wkrótce ustaliliśmy, że o 12:09 przyjedzie na przystanek WKD Malichy. Wdepnęliśmy więc lekko i przybyliśmy na rzeczone miejsce 15 minut przed czasem. Po jakże radosnym powitaniu, konsumpcji bułki z pasztetem, żelków oraz kanapek Łukasza – raźno ruszyliśmy w kierunku Tworek celem oglądnięcia słynnego szpitala psychiatrycznego. Dalej: w Pruszkowie zakupiliśmy w sklepie osiedlowym piwa. Uwaga: Pruszków pięknym miastem jest. W każdym z dwóch sklepów, które odwiedziliśmy, mieli w asortymencie pomorskiego czarnego Specjala! W pobliskim parkje kultury i addycha wypiliśmy te. Następnie w pizzerii DaGrasso pochłonęliśmy obiad, przedtem jednakże oglądając w Parku Potulickich pomnik Narcyza, który słusznie porównywany jest przez Pruszkowian do pomnika osoby zwracającej posiłek.
Pierwsze groźne podejście na trasie. Pierwsza Góra Śmieciowa. Pruszkowska. Majestatycznie wznosząca się nad Utratą (nazwa rzeki). 125 metrów. 30 metrów wysokości względnej. Żar leje się z nieba, śmierdzi zdeczko. Hiperidioci zdobywają szczyt, opłacając wejście nieludzkim wręcz wysiłkiem. Ale jest! Pierwszy atak na szczyt od strony SGH przez torowisko WuKaDki zakończony sukcesem!
Na zejściu ścianą zachodnią Łukasz elegancko wpada z impetem w rów pełen błota. Heroicznie ratuje but, ale lekko przeklina.
30-sty kilometr. Ożarów Mazowiecki. Tutaj opuszcza nas Jacek, przedtem konsumując z nami po piwku.
Około 36 kilometra. Łukasz ma dość. W Zielonce wsiada w autobus nr 714 i wraca do stolicy. Razem z Michałem i Marcinem przemy dalej. Dochodzi 18:00. W okolicach Góry Śmieciowej, tj. czterdziestego trzeciego kilometra dopada mnie skurcz prawego uda. Marcina bolą nogi a Michałowi pęka pęcherz. Przez okolice bazy Kolportera i Orlenu docieramy do drogi Laski – Bemowo, przecinamy ją i, niepomni krzyków ciecia z MPO, wchodzimy na Górę Radiową. GPS pokazuje, że góra ta ma 152 metry, a więc zaobserowano przyrost o 8 m od czasu zbierania materiałów przez kartografów.
O 20:35 dotarliśmy do torowiska tramwaju nr 20 na Bemowie. Michał kupuje i zjada zapiekankę, a potem o 20:57 ruszamy dalej. Ponieważ GPS wysiadł około 20-stej, to wyznaczyliśmy sobie godzinę na pokonanie ostatnich 4,5 km. O 21:30 byliśmy już pewni, że mamy w nogach 50 GOTów: 49 za odległość i 1 GOT za podejścia. Licząc później podsumowałem wyrypę na 51 GOTów.
Przed 23:00 dotarliśmy do Alberta k. Alei Jerozolimskich 99, a potem do lokalu nr 13 na trzecim piętrze, gdzie świętowaliśmy pokonanie trasy do białego rana. Dzięki za gościnę Mydlaku 🙂