Zaczęło się jakieś dwa tygodnie temu. Wybierałem się do Sektora 14 na zakupy i spotkałem na schodach Romualda, który z kaskiem w ręku kierował się w stronę swojego Royal Enfielda. Chwilę później po raz pierwszy w życiu podróżowałem na motorze na siedzeniu pasażera. Jazda trwała zaledwie kilka minut, ale już wiedziałem, że motor to pojazd w sam raz dla mnie.

Już wcześniej rozważałem zakup własnego dwukołowca, ale od roweru odstraszał mnie upał, a od motoru – brak odpowiedniego prawa jazdy i koszmarny ruch na drodze. Jak się okazało, kiedy obserwowałem Romualda, jazda po hinduskich ulicach wcale nie jest trudna. Po drugie, brak prawa jazdy nie jest wielką przeszkodą – można jeździć kilkanaście lat i nie mieć ani jednej kontroli. Po trzecie, jazda na motorze jest jeszcze tańsza niż podróżowanie publiczną autorykszą. A co do nieumiejętności jazdy – no cóż, byłem zdeterminowany, żeby się nauczyć.

Ponieważ w Indiach nie istnieją w ogóle szkoły jazdy na motorze (!), zrobiłem mały wywiad wśród Hindusów na uczelni i poznałem Varuna, inżyniera zafascynowanego motorami, który był szczęśliwy, że może nauczyć kogoś jeździć na jego ukochanym środku lokomocji. Lekcje odbywały się późnymi wieczorami na uliczkach MDI, najbezpieczniejszych drogach w mieście. Po trzech półgodzinnych lekcjach potrafiłem już płynnie ruszać, manewrować, obsługiwać motor.

Zaraz, skoro nie ma szkół jazdy, jak zdobyć prawo jazdy na motor? To proste: Hindus niezależnie od umiejętności i znajomości przepisów wybiera się do urzędu, w którym w jednym okienku za 10 rs kupuje formularze, w drugim okienku opłaca opłatę skarbową, a w trzecim składa wszystkie wymagane dokumenty (akt urodzenia, 2 dokumenty zaświadczające o miejscu zamieszkania, rachunki za gaz, zdjęcia, badania lekarskie, etc.). Po miesiącu otrzymuje tymczasowe prawo jazdy, sam uczy się jeździć na ulicy, i w ciągu 6 miesięcy musi przystąpić do egzaminu, który zda wyłącznie po opłaceniu łapówki. System wykształcił wręcz instytucję brokera, który za opłatą (500-2000 rs) załatwi w imieniu petenta wszystkie formalności, bez konieczności pojawiania się na egzaminie.

W minioną sobotę w Delhi na targowisku Karol Bagh wyszukaliśmy odpowiedni motor z Vebo, kolegą Bogny z pracy. Po długich poszukiwaniach na ulicy pełnej małych sklepików, z których każdy oferował około 50 motorów, z których każdy z kolei był 'in excellent condition’ udało się nam znaleźć przyzwoitą jakość w normalnej cenie. Za 23.000 rupii nabyłem 4-letniego TVS-a o silniku 150cc, z przebiegiem 23.000 km i niedziałającym klaksonem. Do musiałem doliczyć prowizję sprzedawcy (750 rs), roczne ubezpieczenie AC (600 rs) oraz dwa kaski (1250 rs). Całość kosztowała więc 1330 zł. Motor pali 500 rs (25 zł) na 500 km, jest więc tańszy niż autoryksze, ryksze rowerowe, nie mówiąc już o taksówkach.

Zasady poruszania się na ulicach są bardzo proste. Po pierwsze, motocykliści trzymają się lewej strony jezdni, która zwykle jest za dziurawa dla samochodów. Miejsce motorów jest tam, i na wszystkich innych pasach zostanie się otrąbionym. W rewanżu przy światłach kierowcy nie trąbią, kiedy motocykliści przeciskają się między nimi. Po drugie, przy wyprzedzaniu zawsze się trąbi. Nie ma elementu zaskoczenia, nie jest to trąbienie agresywne, tylko ostrzegawcze. Po trzecie, jeździ się wolno – maksymalnie 50 km/h na najlepszych arteriach, a zwykle 30 km/h. Po czwarte, na rondach ustępuje się większym. Ronda to zresztą fenomenalny wynalazek na hinduskie warunki i nie wyobrażam sobie, jak ruch w miastach mógłby bez nich funkcjonować.

Reasumując, trzymając się tych zasad, nareszcie mogę jeździć po ulicach Gurgaonu gdzie chcę i kiedy chcę. Wierzcie mi, w mieście z nieistniejącą komunikacją miejską jest to dość istotne…

9 komentarzy

  1. Raczej nie. Przeszło mi to przez myśl, ale mam już bilet lotniczy, a inne kwestie są bardziej problematyczne:
    – ile kosztowałyby mnie wizy pakistańska, irańska, turecka
    – ile wydałbym na ubezpieczenie w Polsce i po drodze (to indyjskie to nie jest zielona karta 😉
    – czy w klimacie umiarkowanym opłaca się utrzymywać motor

    Radek
  2. Dobra, chrzanić motorbike’a:) Prosta droga od opisów na facebooku przez google zaprowadziła mnie do zdjęc Shrikhand Mahadev.
    Żadam fotek i relacji z góry!!! 🙂

    Anonim
  3. Na drugim zdjęciu jest świnia.

    Obiecuję relację z Himachal Pradeshu, ale dopiero za dobę. Wróciliśmy do Delhi po 10 dniach i ledwo stoję na nogach 😉

    Radek
  4. Kolejna już po sesji, a tymczasem katuję motor na drogach Gurgaonu i Delhi. Nawiasem mówiąc, Delhi ma chyba najgorszy ruch ze wszystkich miast na świecie. Po prostu masakra.

    Radek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.