Buenos Dias Chicas! Estamos en San Pedro de Atacama en Chile! ¿ Incredible, no?
Obserwacja #1: jest zimno, będzie jeszcze zimniej
Zanim przejdziemy do lekcji hiszpańskiego: krótkie sprostowanie dla wszystkich, którzy uwierzyli, że tym razem na naszej wyprawie będzie ciepło i przyjemnie. Po Patagonii, gdzie nas przewiało, przelało i przemroziło, kontynuujemy wakacje w dwóch polarach, windstoperze, kurtce i grubych skarpetach. Na wygrzebanie z dna plecaka stroju kąpielowego będzie jeszcze czas (mam nadzieję) pewnie za jakieś półtora miesiąca. Jesteśmy właśnie w najsuchszym miejscu na świecie, na pograniczu Chile i Boliwii. Jeśli pustynia kojarzy się zazwyczaj z piaskiem i temperaturą +40 stopni, tutaj są skały, kamienie, żwir i pył – a ciepło zaczyna się robić dopiero kolo dziewiątej. Fakt, maja tu teraz zimę. W nocy na naszym pylistym skrawku ziemi na kempingu temperatura spada do dwóch-trzech stopni. Cieszymy się, że przed wyjazdem dobiliśmy świeżym puchem nasze śpiwory. Czapka i polar w ramach piżamy okazały się zbawienne. Jesteśmy na wysokości około 2500 metrów, co może nie jest szczególnie wysoko, ale kiedy dodamy do tego bardzo suche powietrze (ostatni raz padało pi razy drzwi 110 lat temu) i wczesny zachód słońca, to już koło siódmej wieczorem robi się naprawdę zimno.
Wczoraj rano wybraliśmy się z przewodnikiem na wycieczkę do gejzerów położonych pod wulkanem Tatio na około 4500 m npm (jakieś 3. co do wielkości gejzery na świecie!). Przed ósmą było minus 12 stopni. Kiedy dotarliśmy na miejsce po półtorej godziny jazdy pod gorę busikiem wypakowanym żądnymi wrażeń obcokrajowcami, jednak znalazła się tam lepsza atrakcja niż gejzery… Gorąca herbata z termosu serwowana przez przewodnika! Na szczęście już w podstawówce opanowałam umiejętność przeciskania się w kolejce do wyciągów narciarskich w Szczyrku, więc udało mi się wywalczyć dwa kubki ze stygnącą herbatą tuż przed waleczną ekipą z Argentyny i Kalifornii. Było ciekawie także ze względu na samą wysokość, bo bez aklimatyzacji poruszaliśmy się dość wolno i z zadyszką.
Dzisiaj na straganie zaopatrzyłam się w jeszcze jedną czapkę. Jutro czeka nas wyjście o piątej rano na wulkan powyżej 5000 m, spodziewamy się nawet do minus 20 zanim wzejdzie słońce. W niedzielę ruszamy do Boliwii na Salar de Uyuni – słoną pustynię na 4500 m – z tego wszystkiego najbardziej ciekawi jesteśmy, jak bardzo zimno będzie!
Niżej wklejamy trochę zdjęć z San Pedro i okolicy – w tym wczorajszych gejzerów i z dzisiejszej wycieczki rowerowej (+1000 m w pionie podjazdu przez pustynię).
Obserwacja #2: dla ministrantów oraz wielbicieli lodowisk
A teraz czas na obiecaną lekcję hiszpańskiego dla początkujących.
Po pierwsze, zaopatrz się w dobre rozmówki. Na przykład takie za 3,99 zł z księgarni w Augustowie. Można znaleźć w nich rożne użyteczne zwroty, na przykład w rozdziale „Kościół”. Szczególnie polecam do opanowania na pierwszy ogień: „Jestem ministrantem. Chciałbym służyć do mszy” oraz „Przepraszam, chciałbym zwiedzić dzwonnicę”. Natomiast kiedy po zwiedzeniu dzwonnicy przyjdzie Ci do głowy sport, nasze rozmówki podsuwają nieodzowny w Ameryce Południowej zwrot: „Przepraszam, w jakich godzinach jest czynne lodowisko?”.
Notujemy pewne postępy w nauce po czterech dniach na tym kontynencie. Jednak naszym największym sukcesem pozostaje zamówienie śniadania w hostelu pierwszego dnia po wylądowaniu w Calamie. Hostel nie dysponował jadalnią, wiec należało zamówić śniadanie w recepcji na określoną godzinę. Powiedziałam wyraźnie „desayuno”, „manana”, „a las dies” – śniadanie, jutro, o dziesiątej. Pani pokiwała głową z entuzjazmem i wymieniłyśmy liczne „gracias”. Następnie w środku nocy (tak nam sie wydawało), kiedy odsypialiśmy nasze trzydzieści godzin w samolotach, ktoś energicznie zapukał do drzwi. „Desayuno!” No i dostaliśmy nasze śniadanie, o dwudziestej drugiej! Na szczęście składało się z suchych bułek i dżemów w plastikach, wiec równie dobrze mogliśmy je dostać i tydzień wcześniej. Spokojnie przeczekało do rana, a i pani z recepcji była szczęśliwa, że tak elastycznie odpowiada na potrzeby gości z Europy… Kolejne użyteczne zwroty w następnym odcinku.
Jesteście niezmordowani!! Piękne zdjęcia i ta przestrzeń!!!! Najbardziej jednak zastanowiły mnie psy w kolejce do jubilera… Ale jak widać każdy kraj ma swe tradycje i każdy porządny pies w Chile musi swego golda mieć… Ciekawe gdzie zostawiły swe dresy i dresy dla zwłok? Może zdjęły na noc? Jesteśmy z Wami i mocno kibicujemy powodzenia w Boliwii!!! Rene i Greg from Koma 6A
Nie uwierzycie ale dokładnie tydzień temu zacząłem planować wyprawę w te rejony w których jesteście!! Pozdrawiam serdecznie
Oj łezka się w oku kręci widząc te piękne krajobrazy, szczególnie el Tatio. Spróbujcie kąpieli w oczkach z gorącą wodą, chyba że nie lubicie być podszczypywani przez żyjąca w nich faunę… A co do psów to Bogna uważaj na latynosów bo to straszne psy na kobiety! Czekamy na kolejne relacje.
Supcio, bosko, fantastyczne widoki…i nie widać zimna przez to słońce 😉
Czesc, dziekujemy za wszystkie Wasze wpisy i serdecznie pozdrawiamy z Uyuni w Boliwii (nasza aktualna pozycje mozecie zobaczyc w zakladce *Znajdz nas*). Jutro czeka nas dzien w autobusach do Sucre, skad postaramy sie napisac kilka slow wiecej o Solar de Uyuni.