Pomysł na przepłynięcie Kółka pojawił się, kiedy poszukiwałem ciekawego, niezbyt długiego i położonego blisko Trójmiasta szlaku. Na spływ miała pojechać grupa niedoświadczona jeśli chodzi o kajaki, interesował nas prosty szlak – dlatego gdy przeczytałem na odwrocie mapy „Powiat Kartuski”, że 'szlak jest łatwy’, decyzja zapadła: jedziemy na Kaszuby. Oczywiście, jak zawsze przy tego typu wyjazdach, wykruszyło się 2/3 grupy. Tak więc jechaliśmy pociągiem Gdynia – Kościerzyna w czwórkę: Marysia, Marcin, Janusz i ja.

Ostrzyce – Chmielno (4 godz)
Nasze kajaki wypożyczyliśmy 'U Stolema’ w Ostrzycach. Tu chciałbym zaznaczyć: kiedy załatwiałem zawczasu wypożyczenie, przekonałem się, że wbrew pozorom nie jest to łatwe. Ceny często sięgają 40 zł (dwójka / dobę), a problemem jest niestety brak 'osiemnastki’. W „OW Wieżyca” średnio miły pan odmówił wypożyczenia na legitymację, gdyż „wielu już kajaczki brało, wielu nie oddawało”. „U Stolema” spotkałem bardzo miłego pracownika, któremu autentycznie zależy na satysfakcji wypożyczającego, który nie waha się wypożyczać młodzieży i z którym naprawdę wspaniale ustala się warunki. Gdziekolwiek byśmy kajaki wypożyczali, zamówmy je zawczasu – przy ładnej pogodzie w środku lata wszystkie będą na wodzie.

Jak już ruszyliśmy, okazało się że mimo totalnego 'żółtodziobstwa’ mamy całkiem niezłe tempo, takie, że zanim się obejrzeliśmy byliśmy na przesmyku między Jeziorem Ostrzyckim, a Wielkim Brodnem. Tu czekało nas ominięcie tamy i tu też przekonaliśmy się, że załadowane kajaki są duuuuużo cięższe, niż wyglądają. Po gimnastyce związanej z przenoszeniem trafiliśmy na Wielkie Brodno, którego przepłynięcie zabrało nam godzinę. Na jeziorze jest malownicza wyspa otoczona dwudziestometrowym pasem szuwarów, przez co nie da się do niej dobić, natomiast wygląda naprawdę imponująco. Popłynęliśmy dalej, przez przesmyk i pod kamiennym mostem łukowym, przez Małe Brodno (dobre miejsce do odpoczynku – ostatni półwysep po prawej), aż na jez. Kłodno. Gdy przepływaliśmy pod Drogą Kaszubską, mieliśmy problemy ze zmieszczeniem się pod mostkiem mimo niskiego stanu wody – po dużych opadach konieczna jest przenoska. Jeśli zmieścimy się pod mostkiem, uwaga – na samym środku są mało widoczne pale, o które łatwo zniszczyć kajak i się zaklinować. Proponuję zatrzymać się w Chmielnie, bo potem jedyny sklep przed Stężycą jest na grobli pomiędzy dwoma jeziorami Raduńskimi.



Chmielno – Stężyca (8 godz)
Trafienie na jezioro Raduńskie Dolne nie jest takie łatwe. Jeśli wylądowaliśmy w Chmielnie, to niewątpliwie zauważymy kanał idący tak jak na mapie, wzdłuż brzegu, zaznaczony na tejże mapie jako spławny. TEN ODCINEK JEST NIE DO PRZEPŁYNIĘCIA! My oczywiście tam wpłynęliśmy. Na początku widzimy zakręt, za którym trawy, zdaje się, kończą. Tam jednak nie dopłyniemy.

Przepłynięcie dwudziestu metrów tego kanału tam i z powrotem zabrało nam pół godziny! Gdy osiągneliśmy miejsce, w którym nie mogliśmy płynąć ani do przodu, ani do tyłu, byliśmy zmuszeni odwrócić się na kajaku i płynąć rufą do przodu. Wtedy, kiedy każde pociągnięcie oznaczało zysk 4-5 centymetrów, mozolnie wydobyliśmy się z tego bagna. Ważne było zachowanie spokoju i cierpliwe machanie wiosłem – niejeden (-na) wyskoczyłby do wody, która wygląda bezpiecznie, ale tam nie można pływać, jest za gęsto, nie ma dna. Kiedy wypłynęliśmy stamtąd, zaczeliśmy głośno wyzywać wydawnictwo, co produkuje tak beznadziejne mapy – sprawdzaliśmy, nawet w najnowszym wydaniu tejże mapy nie ma nowego kanału, a szlak jest poprowadzony tym starym!


Właściwy kanał jest słabo widoczny, ale jeśli popłyniemy blisko brzegu, znajdziemy go pomiędzy szuwarami. Do 500 m dotrzemy do młyna w Chmielonku. Tu czeka nas 150 m przenoska. Konieczne jest wypakowanie gratów, żeby kajak nie był zbyt ciężki. Po kolejnych 200 m jesteśmy na jeziorze Raduńskim Dolnym. Od tej chwili szlak do Stężycy jest prosty, nie sposób się zgubić.

Wspomnę tylko, że po prawej, kilkaset metrów za przystanią jachtową, ale przed półwyspem jest świetne miejsce do rozbicia. Na grobli pomiędzy Raduńskim Dolnym, a Górnym jest mostek po lewej, nie trzeba robić przenoski, wbrew temu co jest na mapie.

Gdy dopłyniemy do Stężycy, zatrzymujemy się przy ujściu kanału, radzę zrobić zakupy w pobliskiej piekarni.

Stężyca – Ostrzyce (min. 8 godz)
W Stężycy (nie w Pypkowie!) musimy zorganizować sobie przyczepę do przewiezienia kajaków na Lubowisko, gdyż inaczej są to 2 km z kajakami na plecach. My spędziliśmy w Stężycy 2-3 godziny, latając po wszystkich gospodarstwach, sklepach, sołtysach, itd. Nikt nie mógł. Mówiono nam: „jutro z rana może się da”; „dzisiaj po 21:00, ale nie obiecuję” itp. Powód? Żniwa! Przy ładnej pogodzie nikt nie zabierze turystów tak od razu, po prostu rolnicy korzystają z ładnej pogody. My mieliśmy szczęście, mieliśmy tylko dwa kajaki, przez co zmieściły się na jedyną wolną przyczepę w okolicy, z dziurami od rdzy i niedomykającą się. Opis jazdy tym czymś pominę (nie da się opisać). Musieliśmy zapłacić za przejazd 20 zł.

Przepłynięcie jeziora Lubowisko zajęło nam 15 minut, na jego samym końcu mieliśmy problem z przepłynięciem na Dąbrowskie. Jak się okazuje, Lubowisko to teren prywatny (przez niego wiedzie szlak!). Właścicielowi zależy na odizolowaniu jeziora, więc pozwala na jego zarastanie. Płyniemy przez szuwary, trzymając się prawego brzegu. Jedyną wskazówką w tym gąszczu są krótsze niż w innych miejscach trawy. Jeśli wydaje nam się, że zgubiliśmy drogę, to jesteśmy w dobrym miejscu, bo tak to właśnie wszystko wygląda.

Przepłynięcie Jeziora Dąbrowskiego zabiera kolejną godzinę. Tu na mapie jest zaznaczony szlak kajakowy rzeką przepływającą przez Gołubie. To teraz może opiszę jak to wygląda w rzeczywistości. Strumień płynący do młyna jest odgrodzony. Przenieśliśmy nad niewielkim płotkiem kajaki, i po 600 m pchania i jako-takiego płynięcia dotarliśmy do młyna. Jedyne miejsce do wyciągnięcia kajaków to przy końcu barierki po lewej. Oczywiście jedyna droga prowadzi przez teren młyna, łącznie około 100 m niesienia kajaków. Jak już znaleźliśmy początek „strumienia”, sciągneliśmy kajaki do tego syfu (tak – to idealne słowo).

Kolejne 1,5 godziny zabrało nam nie płynięcie, nie holowanie, tylko po prostu mozolne pchanie naszych kajaków przez gąszcz pokrzyw, jeżyn, betonowych słupów telegraficznych, beczek ze smarem, słowem wielkiego śmietnika, przez który wiedzie kanał o szerokości 1,5 m, głębokości 5-10 cm. O ile na początku w miarę uważaliśmy, aby się nie pokłuć, to już po 300 m olewaliśmy wszystko. Zapadanie się w muł po kolana to normalka, w ten gąszcz przydałaby się maczeta, tam ciężko przejść piechotą, a co dopiero z załadowanymi kajakami. Po tej przeprawie nasze nogi wyglądały miejscami naprawdę nieciekawie. Jedynym wyjściem jest przewiezienie sprzętu, ale problemem jest brak ciągników no i miejsca do późniejszego wodowania na jeziorze Patulskim.

Jezioro Patulskie zabiera 1,5 godziny, na szczęście kanał do jeziora Ostrzyckiego jest spławny, dlatego dopłynięcie do Ostrzyc to kwestia kilkudziesięciu minut.

Podsumowanie
Kółko Raduńskie to szlak niewątpliwie przepiękny, ciekawy i warty swojej sławy. Nie zgadzam się jedynie z opinią, że nadaje się dla początkujących – samo pływanie owszem, ale nie wolno zapominać o uciążliwych, naprawdę wyczerpujących przenoskach, które potrafią tylko zniechęcić do pływania. Wziąłbym to pod uwagę, organizując spływ. No i odradzam używanie map wydawnictwa EKO-KAPIO, gdyż są momentami bardzo niedokładne.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.